poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Prolog

Cześć, witajcie na moim blogu!
Jest to mój pierwszy blog, więc za wszelkie błędy przepraszam. To prologopodobne coś dedykuję Małej Czarnej z bloga magia-czai-sie-wszedzie.blogspot.com za pomoc w założeniu bloga i za to, że po prostu jest.

A, i jeszcze jedno. Rozdział 1 będzie prawdopodobnie 11 sierpnia. Więc, życzę miłego czytania! :)

***

-Liluś, chodź bo się spóźnimy!

-Jamie, daj mi minutkę!-odkrzyknęła Ruda do swojego męża.

 Zostali zaproszeni, wraz ze swoim synem, rocznym Harrym na przyjęcie z okazji dnia duchów. 31 października 1981 roku miał być dniem wyjątkowym. Przystojny brunet o wiecznie poczochranych włosach o i o czekoladowych oczach wraz ze swoją rudowłosą żoną o zielonych oczach w krztałcie migdałów, zostali zaproszeni do swojej przyjaciółki, Ann Lorens - brunetki o zielono - brązowych oczach z niebieską otoczką. Organizowała ona przyjęcie z okazji Dnia Duchów. Zaprosiła oprócz nich pozostałych członków ich ,,paczki": Syriusza Blacka - szarookiego chłopaka o długich, kruczoczarnych włosach, Dorcas Meadowes - kruczoczarnowłosą kobietą o zielonych oczach (żonę Syriego) , Remusa Lupina - blondyna o miodowych oczach i ,,małym futerkowym problemie" jak to nazywa James, Suzanne Howkins - ładną dziewczynę o brązowych włosach i lawendowych oczach i Petera Petegrew - lazurowookiego chłopaka  o ciemnych blond włosach, który był też ich strażnikiem tajemnicy i mężem Suz. Lily westchnęła. Pomyślała właśnie o Voldemorcie i całym złu jakie wyrządził.  Pomyślała o swoich rodzicach, teściach, dziadkach. Nawet o Nadii - pierwszym dziecku swojej siostry Petuni którego Lord zabił w tym samym czasie co jej rodziców. Pomyślała o swoich mugolskich znajomych, rodzinie, Severusie... Na myśl o nim rozpłakała się, niszcząc swój idealny makijaż.

- Liluś, skarbie nie płacz - James podszedł do żony i przytulił ją.

- James - odpowiedział rudzielec - czemu przyszło nam żyć w takich czasach?

- Zawsze są ,,takie czasy" jak ty to nazwałaś. Wojny są cały czas - jedne mniejsze, drugie większe. Nawet gdybyśmy żyli pięćdziesiąt lat później i tak byłyby różne zamieszki - odsunął od siebie swoją żonę na długość ramion - Lecz, cokolwiek by się działo, obiecuję ci, że w razie potrzeby oddam za was życie.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

***

- Ann! - zawołała Ruda.

-Lil! - odkrzyknęła brunetka.

- Jam! - wrzasnął Syriusz, który przybył do domu Ann w tym samym czasie.

- Syri! - krzyknął Remus który przybył wraz z małżeństwem Petegrew.

- Suz! - krzyknęła Dorcas.

- Dori! - wrzasnęła Suzanne.

- Remi! - zawołał James.

- I ja! - krzyknął Peter, wywołując ogólną salwę śmiechu.

'Znowu jest jak dawniej - pomyślała Lily - nic się nie zmieniło'. A tak naprawdę, zmieniło się wszystko.

***

- A teraz posłuchajcie mnie wszyscy. - po godzinie odezwał się Remus. - Kocham Ann i chciałbym ją poślubić.

Zanim do kogokolwiek dotarł sens tego wyznania, Lunatyk już klęczał przed brunetką.

- Ann, czy wyjdziesz za mnie? - zapytał pokazując jej najpiękniejszy pierścionek jaki widziała w życiu.

- Tak! - krzyknęła dziewczyna rzucając się na Remusa, zwalając go przy okazji z nóg.

 Lily wstała i zaczęła klaskać. Pozostali wzięli z niej przykład. To był najpiękniejszy dzień w życiu Remusa. I jego przyszłej żony.

***

Gdy wrócili do domu, było coś koło północy, ale Harry nie miał najmniejszej nawet ochoty spać. Ewidentnie podał się na Jamesa.

- Jamie, pobaw się chwilę z Harrym. Ja zrobię mu kolację.

- Taa jest, szefowo! - zasalutował.

Lily zachichotała. Nic się nie zmienił.
Po pięciu minutach wróciła z kaszką mleczną, której Harry nie cierpił. Chyba nie trzeba muwić jaki był tego efekt.

- Harry, jeśli nie zjesz całej kaszki, przyjdzie zły pan i zabije mamusie i tatusia. - po raz setny Lilka próbowała namówić małego do jedzenia.

- Nje psyjdzie! - zawołał Harry. - mama i tata chlonioł dom. Źly pan nje psyjdzie!

- Jamie, proszę pobaw się z nim. Chyba nic go nie przekona do jedzenia. Ja za niego dojem.

- TAAAAK! - rozległ się taki wrzask, jakiego małżeństwo w życiu nie słyszało.

- Harry, nie ekscytuj się tak, jutro już kaszkę będziesz musiał zjeść.

- NJEEEEE! - kolejny wrzask głośniejszy od samolotu.

Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.
Lily wzięła szybko na ramiona Harry'ego. James sięgnął po różdżkę. Wtedy usłyszeli głos Ann:

- Otwierać mi tu ale już, bo jak Boga kocham nie dożyjecie mojego ślubu!

James odłożył różdżkę i z uśmiechem otworzył drzwi. Do środka weszła nie tylko zrozpaczona Ann, ale też zapłakana Suz i wystraszona Dor.

- VOLDEMORT BYŁ U MNIE W DOMU!!! - krzyknęła Ann zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć.

Lily się przeraziła. 'Voldemort w domu Ann! Jej Strażnik Tajemnicy musiał się wygadać!'

- Kto był twoim Strażnikiem? - zapytał blady James. 'Te jego zdolności telepatyczne...'

- Glizdogon. - odpowiedziała Suz pomiędzy napadami szlochu.

- Musimy uciekać! - zawołał James.
Wtedy rozległ się dźwięk otwieranych drzwi.

- Na górę! Szybko! - zawołał James.

 Lily wzięła Harry'ego i swoje przyjaciółki do pokoju dziecka. Jednak zanim wbiegła po schodach,  usłyszała dźwięk który oznaczał koniec. Koniec jej marzeń, koniec oznaczający, że jej mały świat runął. Koniec Jamesa.
Kolejne Avady. Te z kolei sprawiają, że Suz, Dor i Ann nie zobaczą już więcej swoich mężów. Lily szybko wbiegła do pokoju. Położyła Harry'ego na łóżku.

- Harry bardzo cię kochamy... Harry, tak bardzo... Harry, mamusia cię kocha... Tatuś cię kocha... Harry, bądź dzielny... Bądź silny... - szepnęła.

Wtedy do pokoju weszła osoba podobna do węża. Voldemort. Zabujca jej męża i przyjaciół.
Morderca.

- Odsuń się głupia... Daj mi dojść do dzieciaka! - wysyczał

-Nie! Najpierw musiałbyś zabić mnie! - Lily zasłoniła synka swoim ciałem.

- Da się załatwić... - uśmiechnął się paskudnie pokazując swoje zęby.

Całe życie przebiegło Lilce przed oczami. Nie chciała umierać. Wiedziała, że jeśli umrze, nie obroni Harry'ego. Wiedziała, że jej ofiara na nic się nie zda.

- Avada Kedavra!

'Tśeba było jeść jednak te kaśkę...' pomyślał Harry wpatrując się w czarnoksiężnika z wymierzoną w niego różdżką.

***
CZYTASZ - KOMENTUJESZ!